Czwarta część słynnego cyklu powieściowego. Poznajemy nowe, często zaskakujące cechy postaci wcześniej już znanych. Proust w dalszym ciągu podejmuje próbę zdefiniowania miłości i jej przyczyn. Autor jak zawsze mistrzowsko kreśli opisy zachowań, a przede wszystkim stanów ducha swoich bohaterów. Nierzadko są one zabarwione dużą dozą poczucia humoru, co czyni dzieło, znacznie przystępniejszym w odbiorze.
Czwarta część słynnego cyklu powieściowego. Poznajemy nowe, często zaskakujące cechy postaci wcześniej już znanych. Proust w dalszym ciągu p...
„Uwięziona” Marcel Proust Uwięziona to piąta część cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta. Zarazem pierwsza, która ukazała się po śmierci autora. Jest to studium związku z kobietą ,a także rozważanie zawiłości relacji damsko – męskich, damsko – damskich i męsko – męskich. (…) Proust lekceważy sobie to, co zazwyczaj stanowi siłę i urok powieści: fabułę, wikłanie przygód. Nigdy nie ślizga się po powierzchni zjawisk, zawsze drąży w głąb, a introspekcja jego jest tak dramatyczna i zajmująca, że obchodzi się bez zewnętrznych...
„Uwięziona” Marcel Proust Uwięziona to piąta część cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta. Zarazem pierwsza, która...
Wszystkie wątki cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”zostają zamknięte w ostatniej,siódmej części– „Czasie odnalezionym”.
Schorowany Marcel przebywa w sanatoriach, odwiedzając Paryż tylko okazjonalnie. Odwiedza Guermantesów, spaceruje z Gilbertą lub samotnie po okolicy. Wspomina i podsumowuje swoje życie i wreszcie postanawia je opisać.
Wszystkie wątki cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”zostają zamknięte w ostatniej,siódmej części– „Czasie odnalezionym”.
„Czy mógłbym tę książkę nazwać powieścią? Zapewne jest to znacznie więcej i znacznie mniej niż powieść, po prostu czysta, bez jakiejkolwiek domieszki, esencja mojego życia, troskliwie zebrana w owych godzinach rozdarcia kiedy z nas się sączy.” Marcel Proust
„Czy mógłbym tę książkę nazwać powieścią? Zapewne jest to znacznie więcej i znacznie mniej niż powieść, po prostu czysta, bez jakie...
I choć nie posunę się aż tak dalece, by powiedzieć, że w owch pierwszych pismach odnajdujemy subtelną doskonałość dojrzałego pisania Marcela Prousta, muszę przyznać, że, w moim przekonaniu, na dzwudziestu stronicach niektóre fragmenty są równie wspaniałe jak to, co mapisał najlepszego - lecz i zadziwiony jestem, gdy odnajduje na tych stronach porządek prac, które, niestety, porzuci następnie całkowicie- na co dostatecznie wskazuje faza z Naśladowania Chrystusa Renana, ktorą dołączył tu niczym epigraf.
I choć nie posunę się aż tak dalece, by powiedzieć, że w owch pierwszych pismach odnajdujemy subtelną doskonałość dojrzałego pisania Marcel...
Jakże ja lubiłem nasz kościół, jak dobrze go widzę! Stara kruchta, przez którąśmy wchodzili, czarna, podziurawiona jak warzecha, była krzywa i głęboko wyżłobiona w narożnikach (tak samo jak kropielnica, do której nas wiodła), jak gdyby lekkie otarcie mantyl wieśniaczek wchodzących do kościoła i ich nieśmiałych palców biorących wodę święconą mogło, powtarzane w ciągu wieków, nabyć siły niszczycielskiej, naruszyć kamień i wyżłobić bruzdy takie, jakie żłobią koła wozów w kamieniu przydrożnym ocierając się o niego co dzień. I płyty grobowe, pod...
Jakże ja lubiłem nasz kościół, jak dobrze go widzę! Stara kruchta, przez którąśmy wchodzili, czarna, podziurawiona jak warzecha, była krzywa...
"Śmierć Baltazara Silvande", pierwsze z trzech opowiadań Marcela Prousta, jest najbardziej „nowoczesne”; przedstawia nam powolny i okrutny koniec człowieka należącego do szczęśliwych tego świata; jego wyczekiwanie na całkowity paraliż. Bohater jest umierający, gdyż zbyt wiele przeżył a teraz żałuje swych zabójczych radości. Tutaj wszystko jest nowe, obdarzone prawdziwą oryginalnością, niekiedy potężne w pięknej prostocie formy. Są w tym opowiadaniu sceny wybornie napisane.
Paul Perret,, „A travers champs”, „La Liberte”, 26 juin 1986. Paul Perret...
"Śmierć Baltazara Silvande", pierwsze z trzech opowiadań Marcela Prousta, jest najbardziej „nowoczesne”; przedstawia nam powolny i okrutny koni...
Bez wątpienia doświadczenia spirytystyczne, nie bardziej niż dodmaty religijne, nie dają żadnego dowodu na trwanie duszy. Można jedynie powiedzieć, że w naszym życiu wszystko odbywa się tak, jak gdybyśmy nie wchodzili z ciężarem zobowiązań zaciągniętych w życiu poprzednim; w warunkach egzystencji na tej ziemi nie ma żadnej racji, abyśmy się uważali za zobowiązanych do jakiś cnót, do delikatności, grzeczności, ani nie ma racji aby niewierzący artysta czuł się zobowiązany rozpoczynać dwadzieścia razy jedno dzieło, którego sukces mało będzie obchodził jego...
Bez wątpienia doświadczenia spirytystyczne, nie bardziej niż dodmaty religijne, nie dają żadnego dowodu na trwanie duszy. Można jedynie powiedzi...
Zobaczyłem panią po chwili, Cydalizo, i podziwiałem najpierw pani włosy blond, które wyglądały jak mały złoty kask na dziecięcej, melancholicznej i czystej głowie. Suknia z jasnoczerwonego weluru dodawała jeszcze łagodności tej niezwykłej głowie, opuszczone powieki zdawały się pieczętować na zawsze jakąś tajemnicę. Ale pani podniosła wzrok; zatrzymał się na mnie, Cydalizo, a w oczach, które ujrzałem, zdawała się przemijać świeża czystość poranka i strumieni płynących w pierwsze piękne dni wiosny. A były to oczy, które nigdy niczego nie widziały z...
Zobaczyłem panią po chwili, Cydalizo, i podziwiałem najpierw pani włosy blond, które wyglądały jak mały złoty kask na dziecięcej, melancholi...
Naraz w czasie mszy weselnej ruch szwajcara, który usunął się na bok, pozwolił mi ujrzeć w kaplicy blondynkę z dużym nosem, bystrymi niebieskimi oczami, w gładkim, nowym i lśniącym jedwabnym fontaziu lila, z małym pryszczykiem u nasady nosa. I ponieważ na powierzchni jej czerwonej twarzy (musiało jej być bardzo gorąco) rozróżniałem – rozcieńczone i ledwo dostrzegalne – cząsteczki podobieństwa z portretem, który mi pokazywano; ponieważ zwłaszcza poszczególne rysy, gdym próbował je określić, wyrażały się ściśle w tych właśnie terminach (duży nos,...
Naraz w czasie mszy weselnej ruch szwajcara, który usunął się na bok, pozwolił mi ujrzeć w kaplicy blondynkę z dużym nosem, bystrymi niebieski...